Sam nie wiem jak i dlaczego, pewna piosenka w radiu wywołała u mnie stan ekscytacji, euforii i pozytywnego podniecenia. Wracając do domu jedenastoletnim oplem z odsuniętymi szybami i podkręconym radiem popadłem w błogi stan, pewnego rodzaju nirwany. Przez tych kilka sekund mknąłem 170 Km/h i nie myślałem o niczym, byłem szczęśliwy, jakby wolny. Tylko ta chwila, ta piosenka i ten wiatr we włosach... Zdałem sobie sprawę że radość nie przychodzi na zawołanie, potrzebuje pewnego impulsu, ośrodka, centrum mocy które wywoła falę uderzeniową.
Dlatego nie potrzeba mi Harleya żeby poczuć wiatr, wolność i szczęście, nie potrzeba mi 5D Mark III żeby robić zdjęcia... Dzisiaj potrzeba było mi muzyki.
W tym dniu już nic nie zakłóci mojej 'fortecy szczęścia', nawet mina Narzeczonej na wieść o tym że zapomniałem tego cholernego mielonego z koguta...
Bądźcie szczęśliwi, wolni umysłowo i niech moc będzie z wami!
Ta zieleń Przemku...
OdpowiedzUsuńto jest piękne :)
ta zieleń i przestrzeń. To już chyba tak jest, właśnie takie emocje, odczuwa się w tym co robimy i niezależnie od tego, co to jest, czy zdjęcia, czy też muzyka, czy też zupełnie coś innego!!
OdpowiedzUsuńŁadnie :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMuzyka uwalnia ;) Fotografia też, dlatego nadal preferuje słuchawki na uszy, aparat i w świat ;)
OdpowiedzUsuńFantastyczne zdjęcie. Niby proste, a robi wrażenie ;)
Pozdrawiam, i zapraszam do siebie: http://zachlysnijsiekadrem.blogspot.com/ ;)